Pamiętając historię Bill’a Gates’a, czy Steve’a Jobs, wydaje się, że czasy garażowych, rewolucyjnych wynalazków mamy już dawno za sobą i niewiele jest już rzeczy, które mogą nas zaskoczyć…
Nic jednak bardziej mylnego! Garażowi, świetni konstruktorzy nadal istnieją i wygląda też na to, że istnieć nadal będą. W końcu genialne umysły nie zawsze przecież chodzą w parze z zasobnymi portfelami… A przynajmniej jest tak z całą pewnością na początku ich kariery.
Przykładem „na powyższe” jest, ostatnio bijący rekordy popularności, dron-kamera Lily [nazwa, to odpowiednik żeńskiego imienia, jak i nazwa rośliny].
Miastem rodzinnym Lily jest Atherton w Kalifornii. Stworzył ją zespół pięciu młodych ludzi działających pod nazwą Lily Robotics. Jak widać poniżej – w mało laboratoryjnych warunkach.
Warunki garażowe nie przeszkodziły jednak tej wyjątkowej piątce w stworzeniu czegoś wyróżniającego się, czegoś, za czym świat po prostu oszaleje…
[Lily lotem błyskawicy zagościła na setkach technologicznych portali, for dyskusyjnych i w sieciach społecznościowych]
Czym zatem wyróżnia się ów dron-kamera i co w szczególe wzbudziło na świecie tak duże zainteresowanie?
Lily przede wszystkim wygląda „sympatycznie”. Wydawać się może, że to słowo raczej nie dotyczy dronów – a jednak! I to właśnie ów sympatyczny wygląd na pierwszy rzut oka jest istotny i wzbudza dalsze zainteresowanie.
A dalej jest oczywiście jeszcze ciekawiej…
W przeciwieństwie do całej masy już istniejących dronów, Lily jest wyjątkowo prosty w obsłudze, wodoodporny i w bardzo dużym stopniu samodzielny (autonomiczny).
Odnośnie obsługi – dosłownie wystarczy ów drona wyrzucić z ręki – by ten – swobodnie odleciał… Rozwiązanie bardzo ciekawe i generalnie nie spotykane dotąd (no chyba, że coś przeoczyłem 😉 ). Taki rzut można oczywiście spokojnie wykonać także nad wodą – nawet jeśli Lily wpadnie pod wodę, jest w stanie sama się z niej wydostać.
Posiadany przez Lily certyfikat IP67 dopuszcza zanurzenie do 1m głębokości.
Lily, jako dron-kamera, dedykowany jest generalnie dla ludzi bardzo aktywnych, chcących w prosty sposób uwiecznić np swoje osiągnięcia turystyczne, czy wyczyny sportowe, ogólniej swoją postać… Jako, że Lily potrafi autonomicznie śledzić i kamerować, toteż swemu właścicielowi pozostawia wolną rękę do działania, nie absorbując zupełnie jego uwagi. Krótko – jest w tle.
Dodatkową zaletą Lily jest rozmiar i waga – te wartości są naprawdę niewielkie, o czym dalej. Razem z Lily dostępne „będzie” urządzenie do śledzenia w postaci krążka.
W szczegółach technicznych.
Rozmiar Lily to dł: 26,1cm x szer: 26,1cm x wys:8,18cm. Waga samego drona, to 1,3 kg.
Maksymalna prędkość lotu Lily to 40km/h, czyli całkiem sporo, jak na kamerę! Dron porusza się w zasięgu celu (konkretniej od osoby z nadajnikiem śledzenia) w odległości od 1,75m do ok 15m w górę oraz od 1,75m do 30m w poziomie.
Jakość wideo to 1080p 60 fps lub 720p 120 fps. Drugi tryb pozwala zatem na tworzenie nagrań w zwolnionym tempie! Wideo zapisuje się w formacie H.264 oraz w mp4, aparat 12MP. Niestety stabilizacja tylko cyfrowa. Kamer fizycznie jest dwie, jedna pod Lily i jedna z przodu. Dane zapisują się w pamięci wbudowanej 4GB (raczej niewiele) lub na karcie Micro SD.
Lily jest także bogato wyposażona w różnego rodzaju czujniki: m.in. akcelerometr, 3-osiowy żyroskop, magnetometr, barometr, GPS.
Bateria jest wbudowana, wystarcza na 20min zabawy i ładuje się ok 2h. Czas lotu jest tu całkowicie przeciętny, zaś fakt, iż bateria jest zintegrowana z urządzeniem – zupełnie nie cieszy. Ewidentnie to najsłabsza cecha tej konstrukcji.
Odnośnie samego urządzenia do śledzenia, ma ono wymiary: średnica 6cm x grubość 2cm. Jest podobnie jak sam dron – wodoodporne. Jego bateria wystarcza na 4 godziny działania. Wyposażony jest także w kilka sensorów (akcelerometr, barometr, GPS, mikrofon oraz monitor wibracji). Najbardziej użyteczny zapewne będzie mikrofon, dzięki któremu Lily „lepiej słyszy”, co przełoży się oczywiście na jakość nagrań wideo – finalnie można synchronizować wideo z nagranym audio przez ów krążek. Można go trzymać po prostu w kieszeni, lub w załączonej opasce na rękę – wówczas niewiele się różni od dużego naręcznego zegarka cyfrowego.
Lily pojawiła się zaledwie parę dni temu i w okresie miesiąca dostępna będzie w preorderze w kwocie 499$, potem zaś już w normalnej cenie, czyli blisko 1000$. Dron będzie dostępny wysyłkowo jednak dopiero w lutym 2016, więc jeszcze sporo wody upłynie w Wiśle, nim pojawią się pierwsze testy użytkowników.
Reasumując. Lily, to bardzo dobra propozycja dla ludzi żyjących w biegu, dla których liczy się każda sekunda… Tegoż drona nie trzeba szczególnie przygotowywać do lotu, wystarczy go wyrzucić w powietrze i co ważne, jest wodoodporny. Do ideału brakuje chyba tylko wymiennej baterii oraz mechanicznej stabilizacji kamery – bo bądźmy szczerzy – jakość obrazu z kamery stabilizowanej tylko cyfrowo będzie na pewno nie najlepsza. Nie przewidziano w nim także mocowania zewnętrznej aparatury. Jednak pamiętajmy jednocześnie, iż nie jest to dron dedykowany do precyzyjnej fotografii, czy wideofilmowania w miażdżącej jakości, a dron-kamera do selfie. Jednak mimo wąskiego zastosowania – jest bardzo ciekawą propozycją pod wieloma względami, którą z czystym sumieniem można polecić.
Na koniec, prezentacja wideo.
Ciekawostką całkiem sporą jest też fakt, iż w ciągu pierwszych 4 dni od opublikowania, materiał ten obejrzało blisko 3 mln ludzi!