W USA to tym, kto może komercyjnie latać dronem, a kto nie może, decyduje FAA, czyli Federalna Administracja Lotnictwa. Jak dotąd znana jest z dużej powściągliwości, jeśli chodzi o wydawanie decyzji pozytywnych dla ubiegających się firm. Ostatnio kosza od wspomnianego FAA dostała m.in. firma Google, Disney, czy Amazon. O czym też na łamach InfoDrona pisaliśmy!
Same odmowy to na szczęście nie jedyne, co potrafi FAA, o czym mogło się ostatnio przekonać kilka hollywoodzkich studiów filmowych, dokładniej 6 szczęściarzy. Zgody udzielono na korzystanie z dronów do 25kg masy własnej oraz lot do 123 metrów, niestety tylko za dnia.
W Polsce może to nieco dziwić, bo przecież w wielu krajach Europy używa się od dawna dronów w produkcjach filmowych. Przykładem jest np Peter Jackson, reżyser filmu „Hobbit: Pustkowie Smauga”, który został nakręcony w Nowej Zelandii. USA to jednak inna bajka i bez zgody wielkiego FAA dronami latać po prostu nie można (w takim zakresie).
Zapewne te 6 firm, które dostały zgodę, to dopiero początek, FAA już poinformowało, że wpłynęło znacznie więcej wniosków…
Jak się to skończy? Trudno powiedzieć, miejmy nadzieję, że nie dojdzie do nadmiernego zaśmiecenia strefy powietrznej, a wręcz przeciwnie, użycie dronów przyczyni się do polepszenia jakości usług/produktów wielu firm.
Czego spodziewać się można po filmie kręconym też z udziałem dronów?
Na pewno producenci wiele zaawansowanych efektów wykonać mogą teraz szybciej i taniej, zwłaszcza gdy w grę wchodzi „trudna sceneria”, np górska. Wiele efektów da się też dzięki dronom nakręcić na żywo, bez udziału grafików komputerowych – co też przełoży się na bardziej rzeczywisty obraz. Tańsza produkcja, to potencjalnie tańsze bilety do kina (hipotetycznie ;). Tak czy owak, wg mnie, drony to korzyść i dla producenta, jak i dla widza.
Foto: Wikimedia
źródło: tvn24.pl