Na jesieni ubiegłego roku, świat obiegła niepokojąca informacja z Francji, jako, że nad ich wieloma elektrowniami atomowymi pojawiły się nieznane drony. Wydawać się mogło, że wszczęte wówczas dochodzenie władz francuskich odstraszy na dobre, lub przynajmniej na dłuższy czas potencjalnych ciekawskich, którzy to chcieliby sobie polatać dronem nad obiektami strategicznymi najwyższej wagi dla państwa.
Niestety, najnowsze doniesienia AFP mówią, że do incydentu doszło po raz kolejny, tym razem jednak tylko nad jedną spośród ich elektrowni.
Ochrona elektrowni Nogent-sur-Seine w ubiegłą sobotę zaobserwowała dwa obiekty latające nad terenem elektrowni. Oczywiście zawiadomiono żandarmerię.
We Francji zakazane jest latanie czymkolwiek (zakaz obejmuje nie tylko bezzałogowce, ale i wszelkie załogowce, lotnie, szybowce, samoloty, itp) w promieniu 5km od elektrowni do 1000 metrów w górę. Ową przestrzeń nadzorują siły powietrzne.
Podobnie jak poprzednio, sytuacja ta wywołała niezłą burzę w mediach i społeczeństwie, ponieważ każdy taki incydent kwestionuje bezpieczeństwo tego rodzaju obiektów „wysokiego ryzyka”.
Z jednej strony, francuskie elektrownie uchodzą za jedne z największych i jedne z najbezpieczniejszych (wydatki na dodatkowe zabezpieczenia zrekompensowano większą mocą elektrowni), z drugiej jednak strony, widzimy, że nawet jeśli sama elektrownia jest mega bezpieczna, to i tak są powody do obaw, chociażby w sytuacjach, jak niniejsza.
Wniosek z sytuacji w zasadzie jest jeden. Francja na błędach nie uczy się za dobrze, a siły powietrzne i ochrona obiektów, jaką miały skuteczność, taką mają nadal… Czyli wątpliwą.
źródło: tvn, pap